sobota, 12 września 2015

One Shot: Poznałam bliżej mojego idola i… czar prysł.

Opowiadanie powstało na potrzeby pracy domowej
z języka polskiego. Otrzymałam za nie 5.
Miłego czytania!

Po koncercie mojego ulubionego zespołu R5, główny wokalista Ross Lynch zszedł ze sceny i złapał mnie za rękę.
- Pójdziesz ze mną na kolację? – zapytał.
- Yyy… - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszałam mój budzik.

- A więc to był tylko sen. - westchnęłam.
Wzięłam do ręki mój telefon. Z wyświetlacza uśmiechał się do mnie przystojny, dziewiętnastoletni blondyn.
- Dzień dobry kochanie. Niedługo naprawdę się spotkamy. – powiedziałam i ucałowałam Rossa na ekranie. – Twoje włosy na pewno są mięciutkie jak sierść szczeniaczka. – dodałam i uśmiechnęłam się na samą myśl, że koncert jest już dziś.
Pospiesznie wstałam z łóżka, włączyłam muzykę i zaczęłam wybierać ubrania na ten wyjątkowy dzień. Ross najczęściej ubiera koszulę, dżinsy i trampki, więc i ja zdecydowałam się ubrać podobny zestaw.

            Po około dwóch godzinach znalazłam się na dworcu PKP, gdzie czekałam na pociąg do Warszawy. Mimo, że czekały na mnie prawie cztery godziny podróży w ogóle się nie przejmowałam ~ przecież Ross wraz z zespołem przyjeżdża tu z samego Los Angeles. Zawsze w wywiadach powtarzają, że najbardziej na świecie kochają swoich fanów, których nazywają R5ers lub R5Family.

            Dzieciństwo Rossa nie należało do wesołych. Był czwartym z piątki dzieci Marka i Stormie. Jak to zazwyczaj w takich dużych rodzinach bywa, nie wystarczało im pieniędzy, więc mieszkali w siedem osób na dwóch pokojach, nosili używaną odzież i nie mogli sobie pozwolić na zbyt wiele wydatków. Jednak Ross się nie załamał. Razem z rodzeństwem założył zespół i zaczęli koncertować. Najpierw w piwnicy dla najbliższej rodziny, a później dla sąsiadów i znajomych za jednego dolara. Kariera Rossa nabrała tępa dopiero, gdy otrzymał rolę w serialu młodzieżowym Austin i Ally. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Nie mieli już problemów finansowych, zaczęli żyć w luksusie, ale on nadal pozostał tym samym miłym, grzecznym chłopakiem z Littleton.

            Zajęłam miejsce w moim przedziale. Kiedy podniosłam ręce, żeby położyć bagaż na półkę odezwała się do mnie jakaś dziewczyna.
- Ty też jesteś R5ers? – spytała z radością w głosie.
- Tak. – odpowiedziałam.
Pewnie rozpoznała mnie po charakterystycznej dla naszego fandomu różowo-czarnej bransoletce.
- To super. – dodała entuzjastycznie. – Olga. – wyciągnęła do mnie rękę.
- Wiktoria. – uścisnęłam jej dłoń i uśmiechnęłam się serdecznie.
- Uwielbiam R5… - zaczęła. – A najbardziej Rossa. Jest taki słodziutki. Te jego czekoladowe oczka, wysportowane ciało... Jest moim bogiem. – rozmarzyła się.
- Przy tym ma wyjątkowo dobre serce. Odwiedza chore dzieci w szpitalach, przekazuje pieniądze na cele charytatywne… I jest tak bardzo zżyty z mamą, że gdziekolwiek jedzie, zabiera ją ze sobą. Gdyby chłopacy z mojej klasy też tacy byli świat byłby piękniejszy. – wtrąciłam.
- Racja, ale ideał jej tylko jeden. – zaśmiała się moja nowopoznana znajoma.

            Byłam tak zajęta rozmową, że nawet nie zauważyłam jak znalazłyśmy się na miejscu. Od razu poszłyśmy do klubu, w którym miał odbyć się koncert. Z podekscytowaniem oczekiwałam występu.

            Kiedy kurtyna opadła i zespół wyszedł na scenę, zauważyłam  coś, co mi się nie spodobało. Ross wyglądał wyjątkowo niechlujnie. Koszulę miał rozpiętą na trzy czwarte wysokości, a jego spodnie były brudne i poszarpane. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, a na jego nieskazitelnej jak dotąd twarzy widniało pełno krostów i zaczerwienień.
- Witajcie Miami! – wybełkotał i chwiejnym krokiem zszedł z ustawionej na środku sceny rampy. – We staying all night… - zaczął śpiewać jeden z hitów zespołu i tańczyć w nieco nieprzyzwoity sposób. – Giving me faith I gonna testify… - przeżegnał się stojąc na krawędzi sceny.
- Jaki on religijny. Nawet na koncercie się modli. – szepnęła osoba stojąca obok mnie.
Po chwili Ross stracił równowagę, noga mu się omsknęła i spadł ze sceny, wykrzykując niecenzuralne słowa. Matki zasłoniły swoim dzieciom uszy.
„Każdemu zdarza się przeklnąć w takiej sytuacji. To go jeszcze nie skreśla.” tłumaczyłam sobie i czekałam aż koncert zostanie wznowiony.
Na szczęście mojemu idolowi nic się nie stało i dalej bawiliśmy się bez zakłóceń.

            Potem nadszedł czas, by artyści rozdali autografy. Rydel ~ jedyna dziewczyna w zespole, uśmiechała się do wszystkich życzliwie, za to Ross siedział z nadąsaną miną, jakby był tu za karę. Machnął kilka podpisów, po czym wyszedł bez słowa.
- Jak ja nie cierpię małych R5ers. – mruknął pod nosem i zapalił papierosa.
- Ross, znów palisz!? – krzyknęła jego mama, która przez cały ten czas była za kulisami.
- A co? Nie można? – odpowiedział ze złością. – Przynieś mi wodę. Tylko z lodem. Głowa mnie boli. – dorzucił.
- Gdybyś tyle nie pił, to by Cię nie bolała. – odpowiedziała sarkastycznie kobieta, ale mimo to poszła wykonać polecenie.
Gdy to usłyszałam nie wiedziałam co myśleć. Poznałam go bliżej i okazało się, że wcale nie jest taki idealny za jakiego wszyscy go uważają. Lynch to kolejna kapryśna gwiazdka, która pije, pali, a na dodatek nie szanuje nawet własnej matki.

            Wsiadłam do powrotnego pociągu z popsutym humorem. Włączyłam Internet w telefonie, żeby sprawdzić co inni twierdzą o minionym koncercie. Wszędzie było pełno negatywnych komentarzy na temat Rossa. Zrobiło mi się go żal. W tym momencie przypomniałam sobie zdanie, które często powtarzał: Urodziłem się po to, by popełniać błędy, a nie być idealnym. Zrozumiałam znacznie więcej, niż się spodziewałam. Każdy ma prawo zrobić coś nie tak, źle się poczuć lub po prostu mieć gorszy dzień. Może tak było właśnie w jego przypadku? Tego się nie dowiem. Owszem, czar prysł, ale teraz już wiem, że Ross jest takim samym człowiekiem jak my wszyscy tylko, że sławnym. Wierzę, że ze wsparciem kochających go osób, uda mu się porzucić szkodliwe nawyki i odzyskać dobrą opinię.

środa, 5 sierpnia 2015

Wschodząca gwiazda - One Shot

W  Los Angeles był kolejny deszczowy dzień. Ross Lynch znany z R5 siedział właśnie na castingu. Miał pomóc reżyserom w wyborze jego partnerki filmowej. Był bardzo surowy. Odrzucał kandydatki za to, że miały krzywe zęby lub były zbyt pewne siebie. W pewnym momencie do sali weszła młoda dziewczyna. Była cała mokra, miała posklejane włosy i rozmyty cały makijaż.
- Jak się nazywasz? - spytał znudzony Ross.
- Courtney Eaton. - odparła trzęsąc się z zimna.
- Czym zajmowałaś się wcześniej? - tym razem zapytał się jeden z reżyserów.
- Byłam modelką, ale zrezygnowałam z tego dla aktorstwa. Niestety nie powiodło mi się i muszę mieszkać kątem u znajomej. Ma...
- Nie interesuje nas Twoja żałosna historia. - przerwał jej Lynch.
- Ale... - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale blondyn jej na to nie pozwolił.
- Następna! - krzyknął, a nieszczęśliwa Court opuściła salę przesłuchań.
- Następnej nie ma. - oznajmił drugi reżyser.
- Czyli mogę iść? - spytał z nadzieją chłopak.
- Tak, ale musisz przyjść tu jutro rano. Zrobimy drugi casting.
- Okay. - Ross ruszył do wyjścia z budynku. W drzwiach spotkał Courtney. - Na co czekasz? - był oschły.
- Na koleżankę. - była równie oschła. - A Ty na co czekasz littletońska świnio?
- Coś Ty powiedziała!? - wściekł się.
- Pytałam na co czekasz littletońska świnio... - cofnęła się nieco przerażona.
- Jak śmiesz mnie tak nazywać!? - uderzył ją z całej siły  otwartą dłonią w lewy policzek.
- A Ty jak śmiesz bić dziewczynę!? - łzy spływały po jej twarzy. - Jesteś okropny! - krzyknęła i uciekła nie czekając aż Sav po nią przyjedzie. Po drodze powiadomiła Hudson, że już wraca i nie musi po nią przyjeżdżać.

~*~

Następnego dnia, Ross od samego ranka ponownie siedział na castingu. Nadal odrzucał wszystkie dziewczyny.
- Ta ma krzywe zęby, a ta w okularach jest brzydka... - komentował Lynch.
- Następna! - ciągle powtarzali reżyserowie na zmianę.
Ostatnią kandydatką była Courtney.
- Znowu Ty!? - zapytał wściekły blondyn i wstał od stolika. Podszedł do przerażonej dziewczyny.
- Co ja Ci zrobiłam, że mnie tak nienawidzisz? - spytała wystraszona.
- Po prostu za to, że tu jesteś. - odparł ze sztucznym uśmieszkiem.
- A co Ci najbardziej we mnie nie pasuje blond lalusiu?
- To, że jesteś taka chamska i bezczelna.
- Tylko to?
- Tylko.
- No proszę... Burak z Littleton uważa się za kogoś najważniejszego tutaj, lepszego od innych. - zakpiła z niego. - A tak naprawdę nie jesteś nic warty. - dodała. W tym momencie Ross uderzył ją tak jak ostatnio tyle, że w prawy policzek. Jednak tym razem Court nie została dłużna. Lynch pchnął ją na ścianę i zaczął podduszać. Eaton próbowała go odepchnąć, ale nie miała wystarczająco dużo siły.
- Bierzemy ją! - oznajmili w tym samym momencie reżyserzy. Ross puścił dziewczynę i odwrócił się w ich stronę.
- Składam sprzeciw! - walnął ręką w stół tak mocno, że aż zasyczał z bólu.
- Uspokój się. - Courtney podeszła do niego. - Pokaż rękę. - zarządziła, a on niechętnie to zrobił. Obejrzała rękę dokładnie. - zaraz przestanie boleć. - powiadomiła go i ucałowała bolące go miejsce. Wszyscy byli w szoku, a najbardziej sam Lynch. Nie spodziewał się tego po tym jak ją potraktował...

~*~

Rankiem, kolejnego deszczowego dnia w Los Angeles, Courtney szykowała się do pracy. Pomagała jej w tym Savannah Hudson. Wystroiła ją, umalowała i uczesała.
- Teraz Ross się Tobie nie oprze. - powiedziała zadowolona ze swojego dzieła Sav.
- No nie wiem... - westchnęła Court.
- Na pewno się zakocha... - Hudson chwyciła kluczyki od auta. - Czas jechać. - oznajmiła.

Tymczasem Ross czekał na planie. Strasznie mu się dłużyło... Wymyślał różne zajęcia dla siebie, ale szybko się nimi nudził. Punktualnie o 10 pojawiła się zupełnie odmieniona Eaton. Na jej widok serce Lyncha zaczęło bić jak szalone. Podszedł do niej i mocno objął. Przerażona dziewczyna spoliczkowała go.
- A to za co? - spytał. - Ja tylko się przytuliłem...
- Przepraszam... - zrobiła najsmutniejszą minę świata i opuściła głowę.
- Nic się nie stało. - blondyn delikatnie uniósł jej głowę i pocałował ją w usta. - Pozwól mi Cię kochać... - popatrzał z nadzieją prosto w jej oczy.
- A Ty pozwól mi... - ponownie złączyła ich usta w czułym pocałunku.

Nie minęło nawet pół godziny, a oni już leżeli nago na kanapie w jego garderobie, wtuleni w siebie, po najlepszym seksie w ich życiu i wymieniali czułe pocałunki.
- Nie potrzebuję nic więcej... Tylko twoją miłość... - słodził jej.
- Ja mam tak samo... - uśmiechnęła się do niego.  - I chcę być tylko z Tobą... Do końca mojego życia... - dodała, a on odpowiedział jej na to kolejnym całusem.

-------------------------------------
Witam Was serdecznie!
Ten One Shot wysłałam na konkurs do Verini S. i Destiny.
Nic nie wygrałam, ale One Shot i tak pojawił się na ich blogu (http://this-is-us-story-raura.blogspot.com/2015/08/one-shot-wiki-r5er.html).
Pozdrawiam, zapraszam do komentowania i do napisania <3
P.S. Zauważyliście, że z boku (na tym blogu) pojawiła się REKLAMA?
Jeśli jeszcze nie widzieliście ~ zobaczcie koniecznie.

wtorek, 7 lipca 2015

„Skradłaś wszystko cz.2” - One Shot

Minął weekend. Courtney unikała Rossa i Rikera, lecz ten pierwszy nie zamierzał sobie odpuścić. Zaczekał, aż wszyscy domownicy opuszczą dom i wprowadził plan w życie. Chodził krok w krok za Court i ją drażnił.
- Czego chcesz Lynch? - spytała wściekła.
- Ciebie maleńka. - odparł i pocałował ją w ucho.
- Czego? - była zdziwiona. Ross jednak nie zamierzał się powtarzać. Zamiast tego zaczął śpiewać.
- Popatrz mała, otwieram butelkę... - otworzył wino. - I on szaleje. - wzrokiem wskazał na swoje krocze. - Pokaż muszelkę. - za to ostatnie zdanie oberwał "z liścia" od dziewczyny. Mimo to kontynuował piosenkę. - Ty mi skradłaś wszystko, chcę byś była blisko. Tobą opętany cały świat. Tonę w oczach Twoich, ogniem płonę od nich. Pozwól mi oddychać, tlen mi daj... - urwał, bo Courtney rzuciła się mu na szyję. Zaczęli się całować. Court jednym ruchem zdjęła z niego koszulkę, więc on zrobił to samo z jej sukienką. Gdy zostali w samej bieliźnie Ross wziął ją na ręce i zaniósł na górę. Położył ją na swoim łóżku i pozbył się bielizny z siebie i niej. Był już tak bardzo napalony, że oddychał bardzo szybko i nie czekając na nic wszedł w nią.
- Ah... Eh... Oh... - wzdychała. - Jeszcze Rossy, jeszcze... - krzyczała. Blondyn spełniał każde jej życzenie, bo zależało mu na niej.

Tymczasem Stormie i Mark wrócili do domu. Zobaczyli sukienkę ich sprzątaczki oraz koszulkę i jeansy ich kochanego synka Rossa. Do tego zauważyli otwartą butelkę wina i dwa puste lampki do niego.
- Napijemy się? - spytał Mark.
- Chętnie. - odparła Stormie. - Tylko najpierw pogadam z Rossem. - dodała i ruszyła do syna. - Ross! - krzyknęła od wejścia, a przestraszony chłopak odsunął się od Court. - Co to ma znaczyć? - spytała wściekła.
- Ja to zaraz wyjaśnię... - Ross zrobił szczenięce oczki.
- Widzę Cię za pięć minut w salonie. - Stormie rzuciła im ubrania i opuściła pokój. Poszła opowiedzieć wszystko Markowi.

Po pięciu minutach spotkali się w salonie. Przy lampce wina Ross udobruchał rodziców, dlatego nie dali mu kary, a Courtney nie wyrzucili z pracy. Pozostawała jednak jeszcze jedna rzecz. Jeśli Riker się dowie może najzwyczajniej w świecie odebrać Rossowi jego nową miłość. Chłopak zastanawiał się nad tym całą noc, aż w końcu wpadł na genialny pomysł. Poprosi Court o rękę. Przeszczęśliwy Ross pobiegł z samego rana do jubilera i kupił pierścionek, lecz gdy wrócił do domu zobaczył jak jego brat dobiera się do jego wybranki.
- Zostaw ją! - krzyknął i wymierzył cios. Niestety Rik uciekł przed ciosem, a oberwała Courtney. Wściekła się i cała we krwi, która pociekła jej z nosa oznajmiła, że odchodzi z pracy. Gdy była przy drzwiach zwróciła się do Rossa.
- Nienawidzę Cię, nienawidzę... Ty tylko się mną zabawiłeś... - starła pojedyncze łzy z twarzy i opuściła dom Lynchów.

Jeszcze tego wieczora w wiadomościach podano, że potrącona przez samochód dziewczyna zmarła. Ross, który rozpoznał w niej Courtney załamał się. Zapłakany usiadł na środku jezdni i czekał aż coś go rozjedzie. Z nudów zaczął śpiewać z myślą o ukochanej.
- Ty mi skradłaś wszystko, chcę byś była blisko...  – nie dokończył, gdyż rozpędzony tir pozwolił dołączyć mu do Courtney.

I tak o to skończyła się historia chłopaka z bogatej rodziny, który zakochany do szaleństwa w sprzątacze zatrudnionej przez jego matkę jest w stanie zrobić wszystko tylko po to by z nią być. Udowadnia w ten sposób, że istnieje tak silna miłość, której nawet śmierć nie rozłączy...


----------------------------------
Witajcie kochani!
Oto druga i ostatnia część tego One Shota.
Piosenka tytułowa i ta, którą Ross tutaj zaśpiewał to 
„Skradłaś wszystko”. Oryginalnie śpiewa to Akcent i Kroppa i można tego posłuchać tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=kff-V8hZ2j8.
Pozdrawiam, życzę udanych wakacji i do napisania <3

wtorek, 30 czerwca 2015

„Skradłaś wszystko cz.1” - One Shot

Do domu Lynchów trafiła młoda brunetka z Australii. Nazywała się Courtney i była ich sprzątaczką, a także gosposią na czas nieobecności rodziców 4/5 R5 i Rylanda.
- Pamiętaj o tym aby wszystko odkładać na miejsce. - Stormie tłumaczyła jej zasady.
- Dobrze Pani Lynch. - odpowiedziała Court i chciała zacząć pracę gdy zwrócił się do niej Mark.
- I jeszcze jedno. Pod żadnym pozorem nie daj się podrywać Rikerowi, Rocky'emu, Rossowi i Rylandowi. Nie chcemy mieć kogoś gorszej kategorii w rodzinie.
- Dobrze Panie Lynch. Mogę już zacząć pracę?
- Jak najbardziej. - odpowiedziała Stormie i razem z Markiem opuściła dom.

Minął tydzień. Riker, Rocky i Ryland co wieczór wychodzili na panienki, a Rydel wyjechała z Ellingtonem na krótki wypad nad jezioro. Za to Ross kontrolował czy Courtney pracuje jak należy. Obserwował każdy jej ruch. W pewnym momencie Court nie wytrzymała.
- Czemu ciągle gapisz się na mnie? Nie masz innego zajęcia? - spytała.
- Nie mam... To jest najciekawsza rzecz, którą robię, kochanie... - szepnął jej zmysłowo do ucha. Dziewczyna szybko od niego odskoczyła. - Co jest maleńka? - spytał obłapując ją w pasie.
- Możesz mnie zostawić? - zapytała z nadzieją.
- Nie, nie mogę. - objął ją jeszcze mocniej.
- Albo mnie puścisz albo powiem wszystko twojej mamie! - krzyknęła, lecz blondyn zamiast odpuścić, obrócił ja twarzą do siebie i zaczął całować. Oparł ją o ścianę i już miał zamiar ją rozebrać, gdy do domu wrócił Riker.
- Co Ty wyprawiasz? - spytał.
- Ja? Nic... - Ross szybko odsunął się od Courtney.
- Chciałeś się z nią seksić...
- Wcale nie...
- Chciałeś, nie wypieraj się. - Rik podszedł bliżej dziewczyny.
- Zostaw ją. - młodszy chciał ochronić Court mimo iż była zwykłą sprzątaczką.
- Niby dlaczego? To Ty chciałeś z nią to zrobić, nie ja. Ale teraz... Zrobimy to razem... - Riker zaśmiał się bratu prosto w twarz.
- Nawet nie spróbujesz jej tknąć! - Ross z całej siły uderzył Rika w twarz. Starszy nie pozostał dłużny i również go uderzył. Courtney wykorzystała sytuację i najzwyczajniej uciekła z domu Lynchów.

Następnego dnia przy śniadaniu panowała napięta atmosfera. Riker i Ross spoglądali na siebie wrogo i nie odzywali się do siebie.
- Co się tu stało? - spytała Rydel, która nie wytrzymała ciszy. - Odpowie mi ktoś?
- Pokłócili się o dziewczynę... - wyjaśnił Ell, któremu poprzedniego wieczora zwierzył się Ross.
- O którą? Vanni Latimer? - dopytywała Delly.
- Nie o Vanni. Chodziło o naszą sprzątaczkę Courtney. - odpowiedział jej Rocky.
- Co? - jedyna córka Marka i Stormie była zdziwiona. Nie wierzyła, że jej bracia będą się kłócić o sprzątaczkę...

----------------------------------
Witam Was serdecznie!
Przepraszam za tak długą przerwę, ale byłam bardzo zajęta (koniec roku szkolnego i te sprawy).
Mam nadzieję, że 1 część tego One Shota się Wam podoba ;)
Druga część już za tydzień :)
Pozdrawiam i do napisania <3
P.S. Zapraszam na You Love Who You Love... ;) Nowy rozdział już w czwartek ;)

sobota, 23 maja 2015

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami... - TB

Za siedmioma górami, siedmioma lasami, siedmioma rzekami żyła księżniczka Rydel. Miała piękne, długie blond włosy i czekoladowe oczy. Wielu zdolnych rycerzy ubiegało o jej rękę, ale żaden nie spodobał się Delly...

Pewnego dnia księżniczka Lynch wyszła na spacer do ogrodu. Zachwycała się pięknem natury, gdy wpadła na ogrodnika Ellingtona Ratliffa.
- Bardzo księżniczkę przepraszam... Jestem takim nieudacznikiem... - powiedział.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się szeroko. - To ja pana nie zauważyłam. A tak po za tym... - zaczęła. - ...Chciałby pan iść dziś ze mną na dzisiejszy bal?
- Ja? Nie... Ja się nie nadaje. Sama panienka widzi jak wyglądam...
- Coś da się zrobić... - uśmiecha się jeszcze szerzej. - Moja stylistka Ci pomoże stosownie ubrać, a ja nauczę Cię podstawowych zasad.

Wieczorem odbył się bal. Księżniczka Rydel zatańczyła pierwszy z ogrodnikiem Ellingtonem. Podczas przyjęcia zasiadł u jej boku. W pewnym momencie podeszła do nich stara królowa z sąsiedniego królestwa.
- Ell, wnusiu... Tyle Cię szukałam. - oznajmiłam.
- To twoja babcia? - spytała Rydel Ratliffa.
- Tak.
- A więc nie jesteś tylko ogrodnikiem... Jesteś księciem...
- Dokładnie tak.

Dwa miesiące później kościelne dzwony biły podczas gdy Rydel i Ellington wychodzili z kościoła jako małżeństwo.
- Kocham Cię Rydel. - szepnął jej do ucha.
- A ja Ciebie Ell. - odpowiedziała mu i pocałowała go czule w usta.

------------------
Witam Was serdecznie!
Oto odpowiedź na nominację do TB od Ewci z bloga: http://www.music-one-shot-raura-r5.blogspot.com.
Mam nadzieję, że się podoba ;)
Ja nie nominuję nikogo.
Pozdrawiam i do napisania <3

środa, 6 maja 2015

Miłość, która pokonuje uprzedzenia - TB

Mówi się, że blondynki są głupie, a rude to fałszywe. Ale jest dwójka ludzi, która się przekonała, że jest coś co pokona te stereotypy.

- Jesteś głupia. Mylisz dźwięki. - perkusista R5 Ellington wściekł się na keyboardzistkę Rydel.
- A Ty jesteś fałszywy. - okrzyknęła mu złośliwie.
- Przestańcie się kłócić. - zarządził basista Riker.
- Ale to on/ona zaczął/zaczęła! - krzyknęli jednocześnie.
- Uspokójcie się wreszcie. - Rocky starał się opanować sytuację.
- Zachowujecie się jak dzieci. - Ross musiał się wtrącić.
- Ja z nim/nią nie będę pracować. - oznajmili jednocześnie i fochnięci opuścili salę prób.

Minął miesiąc od tej sytuacji. Nadszedł dzień koncertu, a Ellington i Rydel nadal byli na siebie obrażeni.
- Przestańcie się już fochać, bo dziś koncert. - Andre także chciał ich pogodzić.
- Ale... - zaczęła Rydel.
- Nie ma żadnego ale. - Andre nie chciał kolejnej kłótni. - Albo się pogodzicie albo dziś nie występujecie.
Dopiero te słowa sprawiły, że postanowili się pogodzić. Żadne z nich nie chciało siedzieć za kulisami.
- Przepraszam Delly. Wcale nie jesteś głupia jak każda blondynka. - powiedział Ellington.
- Wiem, że nie jestem głupia jak blondynka, bo nią nie jestem. Jestem tlenioną blondynką. - zaśmiała się. - A tak po za tym... Ja też Cię przepraszam. Nie jesteś fałszywy i wiedz, że bardzo Cię kocham. Tak między nami... Zawsze Cię kochałam, ale Rik mi wmawiał, że jesteś fałszywy jak każdy rudy człowiek.
- Mi Rocky mówił, że jesteś głupia jak blondynka. Mimo to moje serce Cię wybrało, a miłość pokonała uprzedzenia.
- Tak przy małej pomocy Andre. - rzuciła Rydel i oboje się zaśmiali. Ryd wykorzystała sytuację i pocałowała Ella.


---------------------
Hejka!
Zostałam nominowana do TB przez cudną Rikeroholic :)
Temat brzmiał tak jak tytuł: Miłość, która pokonuje uprzedzenia.
Mam nadzieję, że jakoś się wpasowałam.
Tym razem nikogo nie nominuję.
Na pewno jeszcze w tym miesiącu postaram się odpowiedzieć na nominację od Ewci :)
Pozdrawiam i do napisania <3

poniedziałek, 4 maja 2015

Informacja

Witam Was serdecznie!

Wiem, że dawno nie było tutaj nowego posta, ale nie martwcie się ;)
Pracuję nad nominacją do TB od Rikeroholic. One Shot powinien pojawić się jeszcze w tym miesiącu.

Wczoraj założyłam nowego bloga. Nazywa się "Życie to są chwile".
Jego start będzie dopiero 10 lipca, ale już możecie zapoznać się z bohaterami :)

Zapraszam na rozdział 1 na You Love Who You Love tych którzy jeszcze nie czytali :)

Do napisania <3
Wiki R5er

środa, 1 kwietnia 2015

Sex On Fire - One Shot (TB)

Dzień w LA zaczął się normalnie. Wstałem rano, wziąłem prysznic i zjadłem śniadanie.
- Masz jakieś plany na dziś? - spytał Riker.
- Tak. Jestem cholernie zajęty. - przytuliłem brata. - Żegnaj. - szepnąłem i ruszyłem pożegnać się z resztą.

Wyszedłem z domu, wsiadłem na motor i pojechałem do Laury. Gdy stałem pod jej domem, wysłałem jej smsa o treści "Wyjdź przed dom".

Po 5 minutach jechałem z nią jedną z leśnych dróżek. Zatrzymałem się dopiero pod drewnianą chatką. Przepuściłem ją w drzwiach, które później dokładnie zamknąłem. Usadziłem Laurę na krześle, a następnie wszystko oblałem benzyną.
- Jeśli nie możesz być moja nie będziesz też tego rybaka Andrewa. - oznajmiłem.
- Mylisz się. - powiedziała.
- Wcale nie. - pchnąłem ją na łóżko, a następnie przywiązałem do niego.
Wstałem, rzuciłem zapałkę w odległy kąt i zabrałem się za całowanie i rozbieranie Lau.
- Spłoniemy razem... - szepnąłem jej do ucha.

Gdy byliśmy całkiem nadzy wszedłem w nią i gwałtownie poruszając się w niej, zacząłem grę na skrzypcach.
- Yeah! The sex is on fire... - śpiewałem.
Po chwili rzuciłem instrument na bok. Wtedy na serio zaczął się seks. Całowałem ją namiętnie, wykonywałem coraz gwałtowniejsze ruchy. Laura mruczała jak mała kicia. W tle było słychać trzask ognia, który był coraz bliżej łóżka.

- Kocham Cię Ross... - wyznała w ostatniej chwili. Kilka minut później byliśmy już szczątkami pośród zgliszcz domu.

--------------------
Witam Was serdecznie.
Zostałam nominowana do TB (Telephone Blog) przez Ewcię. Dziękuję :)
Nominacja ta polega na napisaniu One Shota/Opowiadania na temat zadany przez osobę, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 8 osób i zadajesz im temat.
Temat dla mnie brzmiał "Zboczone opowiadanie o Raurze". Mam nadzieję, że ten One Shot jest zgodny z tematem.

Ja nominuję:
* Rikeroholic
* Aleksandra Grzesik
* Lagusiak
* Tinsley
* Destiny
* Werka Piperka - Lynch
* Verini Sensitive
* Alex Rover

A temat dla nich brzmi...
"Zabawne opowiadanie świąteczne z udziałem R5"

Opowiadania muszą zostać opublikowane w ciągu tygodnia!

Pozdrawiam i do napisania <3

czwartek, 19 marca 2015

„Crazy Stupid Love” – One Shot cz.3

W poprzedniej części: Laura ma złamaną nogę. Ross opiekuje się nią. Zbliżają się do siebie coraz bardziej. Zostają parą. Mijają trzy miesiące. Laura ma zdjęty gips. Ross i Laura spędzają razem pierwszą noc. Rankiem Ross wraca do siebie do domu. Dowiaduje się od siostry, że Lau wcale go nie kocha.

„Ross”
[…]Przed budynkiem spotkałem Laurę.
- Laura… Musimy porozmawiać. – oznajmiłem.
- O czym? – spytała.
- O nas.
- Aha. A o co konkretnie chodzi?
- Rydel powiedziała mi, że wcale mnie nie kochasz i, że wykorzystałaś mnie, bo chcesz być w ciąży i nie musieć ćwiczyć na lekcjach WF-u! – powiedziałem podniesionym tonem.
- Że co!? Ja Cię kocham Ross! Jak możesz wierzyć w takie brednie!?
- To nie są brednie, Laura! To prawda! – krzyczałem i jednocześnie płakałem.
- Możesz mi nie wierzyć! To twoje życie i rób z nim co chcesz! Zrywam z Tobą! Teraz jesteś wolny!
Laura ruszyła do środka, a ja stałem jak palant. Do szkoły ruszyłem dopiero jak zadzwonił dzwonek. Skupiałem się na lekcji i nie zwracałem uwagi na Lau siedzącą ze mną w ławce. Z sali wyszedłem równo z dzwonkiem. Poszedłem do męskiego kibla i usiadłem pod ścianą skulony. Zacząłem płakać. W tym momencie do łazienki wszedł Ryland.
- Co jest Ross? – spytał i usiadł obok mnie.
- Miłość jest szalona i głupia.
- Możesz jaśniej?
- Pokłóciłem się z Laurą. Delly powiedziała, że… - opowiedziałem całą historię.
- Stary, jeśli ją kochasz to walcz o nią. Jeśli jest Ci obojętna to przestań się mazać.
- Masz rację. – przytuliłem brata i wstałem. Starłem z twarzy łzy i ruszyłem pod salę od WF-u, bo akurat mamy tą lekcję. Gdy tam dotarłem zobaczyłem Laurę siedzącą samą na parapecie przed wejściem do szatni. Wszystkie inne dziewczyny stały razem w drugim kącie i ją obgadywały. Postanowiłem zachować się jak mężczyzna i ją przeprosić.

„Laura”
Siedziałam na parapecie, gdy podszedł do mnie Ross.
- Można się dosiąść? – spytał i nie czekając na odpowiedź usiadł.
- Czego chcesz? – spytałam. – Jeśli chcesz się jeszcze kłócić to sobie odpuść. Udowodnię Ci, że nie zrobiłam tego by nie ćwiczyć na lekcjach WF-u tylko z miłości do Ciebie. Nie wiem czy mnie zrozumiałeś czy nie, ale ja się nie będę powtarzać. Oddałam Ci się z miłości. Zapamiętaj to. – powiedziałam i ruszyłam do szatni. Przebrałam się i czekałam aż nauczyciel zawoła nas na lekcje.

„Narrator”
Rozpoczęła się lekcja WF-u. Laura była jedyną dziewczyną, która ćwiczyła, więc nauczyciel ją pochwalił. Radziła sobie lepiej niż chłopacy, którzy ciągle ćwiczą.  Po lekcji zaczepił ją Ross.
- Przepraszam. – szepnął jej do ucha.
- Teraz?
- Teraz, bo wcześniej mi nie dałaś. Wybaczysz?
- Hmmm… Zastanówmy się… Tak. – rzuciła mu się na szyję i pocałowała namiętnie.
- To między nami wszystko jest tak jak dawniej?
- Tak. – jeszcze raz go pocałowała, a on to odwzajemnił.
Nie przejmowali się niczym. Stali na środku i się całowali. Byli szczęśliwi.

Ich szczęście było jeszcze większe, gdy dziewięć miesięcy później na świat przyszło ich pierwsze dziecko. Byli zgranym małżeństwem, które ukończyło szkołę z wyróżnieniem. Tworzyli prawdziwą i kochającą się rodzinę, która co chwilę powiększała się o kolejne pociechy.


The End

poniedziałek, 16 marca 2015

„Crazy Stupid Love” – One Shot cz.2

W poprzedniej części: Laura i Ross pracują razem na chemii. Przypadkiem wpadają na siebie po lekcji WF-u i całują się po raz pierwszy. Popołudniu Laura przychodzi do Rydel po poradę. Rydel mówi jej, że jedynym mądrym sposobem by nie ćwiczyć na lekcjach WF-u jest ciąża. Delly wymyśla, że Laura powinna złamać nogę na czas dopóki nie zbliżą się do siebie z Rossem. Dziewczyny wprowadzają plan w życie.

„Narrator”
Następnego dnia Laura przyszła do szkoły w gipsie, o kulach. Strasznie się męczyła chodząc po schodach, ale nikt nie był na tyle uprzejmy by jej pomóc. Ross był tego dnia na zawodach z koszykówki. Wrócił do szkoły akurat wtedy, gdy jego klasa skończyła lekcje. Zauważył Laurę. Szybko do niej podbiegł.
- Daj torbę. Zaniosę Ci ją do domu. – zadeklarował się.
- Nie trzeba. – odpowiedziała i ruszyła przed siebie.
- Daj. Pomogę Ci. Widzę, że się  męczysz…
- No dobra. – dziewczyna niechętnie oddała mu swój plecak.
- Dasz mi notatki z dziś? – spytał.
- Jasne. Masz przy sobie zeszyty?
- Tak.
- To świetnie. Przepiszesz u mnie w domu, bo jest parę nowych rzeczy, które pewnie będę musiała Ci wytłumaczyć.
- To miłe z Twojej strony, że dasz mi notatki i jeszcze wytłumaczysz to czego nie zrozumiem.
- A z Twojej strony miłe jest to, że mi pomagasz.
- Pomaganie Tobie to czysta przyjemność.
- Jesteś taki słodki, aż chciałoby się z Tobą… Nie… Nie dokończę.
- Dokończ. Co by się ze mną chciało?
- Sss… Nie mogę.
- Śmiało Laura. Cokolwiek powiesz ja się nie obrażę.
- Nie mogę Ross. Lepiej jeśli zapomnisz o tym…
- O czym? O tym, że chciałaś powiedzieć, że chciałabyś się ze mną seksić?
- Skąd wiesz co chciałam powiedzieć?
- Stąd, że seks to jedyne słowo, którego grzeczna Laura Marano nie powie. – zaśmiał się.
- Masz rację. To jedyne słowo, którego grzeczna ja nie powiem. Ale niegrzeczna ja?
- Czy Ty coś sugerujesz?
- Myślisz, że przypadkiem złamałam nogę?
- Tak.
- To się mylisz.
- Rzeczywiście czasami jesteś niegrzeczna. Ale taką Cię kocham.
- Ty mnie kochasz?
- Tak. Mówię to głośno i szczerze. Kocham Cię Lauro!
- Nie pogniewasz się jeśli powiem Ci, że ja Cię nie kocham? – spytała nieśmiało.
- Nie. Serio mnie nie kochasz?
- Serio. Z mojej strony to tylko zauroczenie…
- Szkoda… - spojrzał na nią smutno. – Mam nadzieję, że kiedyś mnie pokochasz.
- Postaram się Ross.

Ross odprowadził Laurę do domu. Sam został u niej na chwilę i przepisał notatki. Do siebie wrócił późnym wieczorem.
- Gdzie to się tak długo było synu? – spytała go mama od wejścia.
- Byłem u Laury. Biedna złamała nogę…
- To miło, że jej pomagasz.
- Wiedz, że robię to z wielką przyjemnością.
- Zjedz kolację synuś. – podała mu talerz z kanapkami. – Smacznego.

„Laura”
Ross codziennie się mną opiekował. Przychodził po mnie rano, cały dzień nosił za mną plecak, a po lekcjach odprowadzał do domu. Tam przesiadywał ze mną to godzinę to dwie. Czasami nawet dłużej. Nie przeszkadza mi to, że wszyscy w szkole myślą, że jesteśmy razem choć to nie prawda.

„Ross”
Pewnego dnia, gdy jak zwykle siedzieliśmy z Laurą u niej w pokoju zdarzyło się coś fantastycznego. Laura zgodziła się być moją dziewczyną. Zapewniła, że mnie kocha itp. Wtedy pocałowaliśmy się po raz drugi.
Pewnie wydaje się niemożliwe, że dopiero drugi raz skoro spędzamy razem każdą wolną chwilę. Ale tak jest. Nie spieszyliśmy się. Ja nie nalegałem na nią by była ze mną, Po prostu dałem jej czas. Aż w końcu się doczekałem i usłyszałem z jej ust „Kocham Cię”., Niby tylko dwa słowa, ale ile radości.
Tego wieczoru wróciłem do domu przeszczęśliwy. Pochwaliłem się wszystkim.

Następnego dnia w szkole ogłosiłem, że Laura jest moją dziewczyną. Wszystkie inne z klasy jak i ze szkoły były zazdrosne. Natomiast ja nie szczędziłem Laurze czułości. Gdy tylko mieliśmy przerwę nieustannie słodziliśmy sobie i się całowaliśmy. Jak prawdziwa para…
Pamiętam, że mama Stormie i tata Mark zaczynali podobnie… To jest naprawdę słodkie.

Popołudniu znów odprowadziłem Laurę do domu. Dziś miała ściągany gips. Prosiła abym był przy niej. Tak więc pojechałem z nią i jej tatą do szpitala. Szybko zdjęli jej gips i mogliśmy wracać. Laura nie chciała mnie puścić do domu, więc zostałem.  Siedzieliśmy u niej w pokoju i rozmawialiśmy na różne tematy. W pewnym momencie Lau zaczęła całować mnie namiętnie i rozbierać.
- Lau, proszę nie. – błagałem. – Nie jestem gotowy. Daj mi jeszcze trochę czasu.
- Ale Rossy... Nie daj się prosić...
- Nie jestem gotowy. Potrzebuję czasu.
- Ale ja chcę…
- Ale ja nie jestem gotowy. Rozumiesz? Nigdy tego nie robiłem i nie mam zamiaru robić tego przed ślubem.
- Rossy… Proszę… - błagała mnie i błagała, a ja byłem nieugięty.
Przez całą godzinę nalegała, prosiła i nawet płakała. Nie mogłem tego znieść. Przytuliłem ją mocno do siebie.
- Skoro tak Ci na tym zależy to… Zgoda. – powiedziałem i pocałowałem ją czule. Ucieszyła się jak dziecko.

Rankiem obudziłem się z Laurą wtuloną w moją klatę. Była taka słodka, bezbronna… Istny ani0łek.
Zerknąłem na zegar. Była siódma. Pora wstać. Muszę jeszcze iść do siebie i zabrać potrzebne książki. Dobrze, że dziś zaczynamy o 9:00.
Delikatnie pogłaskałem Laurę po głowie. Otworzyła oczy.
- Która godzina? – spytała zaspana.
- Siódma skarbie.
- To po co mnie budzisz?
- Chciałem powiedzieć Ci „do zobaczenia”, bo muszę zbierać się do siebie, by zabrać potrzebne książki. – wytłumaczyłem jej. Ale Ty możesz jeszcze pospać. Ustaw sobie budzik. – dodałem szybko.
- Aha. – mruknęła i chwyciła komórkę.
W czasie, gdy Lau ustawiała budzik, ja ubrałem się.  Nachyliłem się nad nią i pocałowałem namiętnie w usta.
- Do zobaczenia w szkole kochanie. – szepnąłem jej do ucha, po czym jeszcze raz ją pocałowałem.

Opuściłem jej dom. Na dworze jeszcze było ciemno. W końcu mamy grudzień i nie długo będą święta.
Wszedłem do swojego domu. Wszyscy oprócz Rylanda, który zaczynał o 7:10 jeszcze spali. Poszedłem do swojego pokoju, wyjąłem kilka rzeczy z szafy i przebrałem się w nie. Następnie spakowałem potrzebne książki. Kolejną rzeczą, którą zrobiłem było udanie się do kuchni. Przygotowałem sobie kanapki do szkoły. Szybko zjadłem śniadanie. Posprzątałem, umyłem zęby i spakowałem kanapki do plecaka. Usiadłem w salonie, gdyż miałem jeszcze trochę czasu. W tym momencie po schodach zeszła Delly.
- Hej Ross. – przywitała się.
- Hej Rydel. – również się przywitałem.
- Jeśli można się spytać… Gdzie mój mały braciszek był całą noc?
- Byłem u Laury.
- I co? – wypytywała.
- Kochaliśmy się po raz pierwszy... – oznajmiłem z uśmiechem.
- Co!? Przecież ona Cię nie kocha!
- Skąd wiesz?
- Mówiła mi to. Ona Cię nie kocha! Jej chodziło tylko o seks! One chce być w ciąży aby nie ćwiczyć na lekcjach WF-u! – powiedziała dobitnie.
- Kłamiesz…
- Nie kłamię. Czy kiedykolwiek Cię okłamałam?
- Nie.
- To czemu teraz mi nie wierzysz?
- Wierzę choć wydaje się to niemożliwe. Miłość jest szalona i głupia…

Wyszedłem do szkoły dwadzieścia minut przed dzwonkiem. Przed budynkiem spotkałem Laurę.
- Laura… Musimy porozmawiać. – oznajmiłem.


CDN…