sobota, 12 września 2015

One Shot: Poznałam bliżej mojego idola i… czar prysł.

Opowiadanie powstało na potrzeby pracy domowej
z języka polskiego. Otrzymałam za nie 5.
Miłego czytania!

Po koncercie mojego ulubionego zespołu R5, główny wokalista Ross Lynch zszedł ze sceny i złapał mnie za rękę.
- Pójdziesz ze mną na kolację? – zapytał.
- Yyy… - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszałam mój budzik.

- A więc to był tylko sen. - westchnęłam.
Wzięłam do ręki mój telefon. Z wyświetlacza uśmiechał się do mnie przystojny, dziewiętnastoletni blondyn.
- Dzień dobry kochanie. Niedługo naprawdę się spotkamy. – powiedziałam i ucałowałam Rossa na ekranie. – Twoje włosy na pewno są mięciutkie jak sierść szczeniaczka. – dodałam i uśmiechnęłam się na samą myśl, że koncert jest już dziś.
Pospiesznie wstałam z łóżka, włączyłam muzykę i zaczęłam wybierać ubrania na ten wyjątkowy dzień. Ross najczęściej ubiera koszulę, dżinsy i trampki, więc i ja zdecydowałam się ubrać podobny zestaw.

            Po około dwóch godzinach znalazłam się na dworcu PKP, gdzie czekałam na pociąg do Warszawy. Mimo, że czekały na mnie prawie cztery godziny podróży w ogóle się nie przejmowałam ~ przecież Ross wraz z zespołem przyjeżdża tu z samego Los Angeles. Zawsze w wywiadach powtarzają, że najbardziej na świecie kochają swoich fanów, których nazywają R5ers lub R5Family.

            Dzieciństwo Rossa nie należało do wesołych. Był czwartym z piątki dzieci Marka i Stormie. Jak to zazwyczaj w takich dużych rodzinach bywa, nie wystarczało im pieniędzy, więc mieszkali w siedem osób na dwóch pokojach, nosili używaną odzież i nie mogli sobie pozwolić na zbyt wiele wydatków. Jednak Ross się nie załamał. Razem z rodzeństwem założył zespół i zaczęli koncertować. Najpierw w piwnicy dla najbliższej rodziny, a później dla sąsiadów i znajomych za jednego dolara. Kariera Rossa nabrała tępa dopiero, gdy otrzymał rolę w serialu młodzieżowym Austin i Ally. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Nie mieli już problemów finansowych, zaczęli żyć w luksusie, ale on nadal pozostał tym samym miłym, grzecznym chłopakiem z Littleton.

            Zajęłam miejsce w moim przedziale. Kiedy podniosłam ręce, żeby położyć bagaż na półkę odezwała się do mnie jakaś dziewczyna.
- Ty też jesteś R5ers? – spytała z radością w głosie.
- Tak. – odpowiedziałam.
Pewnie rozpoznała mnie po charakterystycznej dla naszego fandomu różowo-czarnej bransoletce.
- To super. – dodała entuzjastycznie. – Olga. – wyciągnęła do mnie rękę.
- Wiktoria. – uścisnęłam jej dłoń i uśmiechnęłam się serdecznie.
- Uwielbiam R5… - zaczęła. – A najbardziej Rossa. Jest taki słodziutki. Te jego czekoladowe oczka, wysportowane ciało... Jest moim bogiem. – rozmarzyła się.
- Przy tym ma wyjątkowo dobre serce. Odwiedza chore dzieci w szpitalach, przekazuje pieniądze na cele charytatywne… I jest tak bardzo zżyty z mamą, że gdziekolwiek jedzie, zabiera ją ze sobą. Gdyby chłopacy z mojej klasy też tacy byli świat byłby piękniejszy. – wtrąciłam.
- Racja, ale ideał jej tylko jeden. – zaśmiała się moja nowopoznana znajoma.

            Byłam tak zajęta rozmową, że nawet nie zauważyłam jak znalazłyśmy się na miejscu. Od razu poszłyśmy do klubu, w którym miał odbyć się koncert. Z podekscytowaniem oczekiwałam występu.

            Kiedy kurtyna opadła i zespół wyszedł na scenę, zauważyłam  coś, co mi się nie spodobało. Ross wyglądał wyjątkowo niechlujnie. Koszulę miał rozpiętą na trzy czwarte wysokości, a jego spodnie były brudne i poszarpane. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, a na jego nieskazitelnej jak dotąd twarzy widniało pełno krostów i zaczerwienień.
- Witajcie Miami! – wybełkotał i chwiejnym krokiem zszedł z ustawionej na środku sceny rampy. – We staying all night… - zaczął śpiewać jeden z hitów zespołu i tańczyć w nieco nieprzyzwoity sposób. – Giving me faith I gonna testify… - przeżegnał się stojąc na krawędzi sceny.
- Jaki on religijny. Nawet na koncercie się modli. – szepnęła osoba stojąca obok mnie.
Po chwili Ross stracił równowagę, noga mu się omsknęła i spadł ze sceny, wykrzykując niecenzuralne słowa. Matki zasłoniły swoim dzieciom uszy.
„Każdemu zdarza się przeklnąć w takiej sytuacji. To go jeszcze nie skreśla.” tłumaczyłam sobie i czekałam aż koncert zostanie wznowiony.
Na szczęście mojemu idolowi nic się nie stało i dalej bawiliśmy się bez zakłóceń.

            Potem nadszedł czas, by artyści rozdali autografy. Rydel ~ jedyna dziewczyna w zespole, uśmiechała się do wszystkich życzliwie, za to Ross siedział z nadąsaną miną, jakby był tu za karę. Machnął kilka podpisów, po czym wyszedł bez słowa.
- Jak ja nie cierpię małych R5ers. – mruknął pod nosem i zapalił papierosa.
- Ross, znów palisz!? – krzyknęła jego mama, która przez cały ten czas była za kulisami.
- A co? Nie można? – odpowiedział ze złością. – Przynieś mi wodę. Tylko z lodem. Głowa mnie boli. – dorzucił.
- Gdybyś tyle nie pił, to by Cię nie bolała. – odpowiedziała sarkastycznie kobieta, ale mimo to poszła wykonać polecenie.
Gdy to usłyszałam nie wiedziałam co myśleć. Poznałam go bliżej i okazało się, że wcale nie jest taki idealny za jakiego wszyscy go uważają. Lynch to kolejna kapryśna gwiazdka, która pije, pali, a na dodatek nie szanuje nawet własnej matki.

            Wsiadłam do powrotnego pociągu z popsutym humorem. Włączyłam Internet w telefonie, żeby sprawdzić co inni twierdzą o minionym koncercie. Wszędzie było pełno negatywnych komentarzy na temat Rossa. Zrobiło mi się go żal. W tym momencie przypomniałam sobie zdanie, które często powtarzał: Urodziłem się po to, by popełniać błędy, a nie być idealnym. Zrozumiałam znacznie więcej, niż się spodziewałam. Każdy ma prawo zrobić coś nie tak, źle się poczuć lub po prostu mieć gorszy dzień. Może tak było właśnie w jego przypadku? Tego się nie dowiem. Owszem, czar prysł, ale teraz już wiem, że Ross jest takim samym człowiekiem jak my wszyscy tylko, że sławnym. Wierzę, że ze wsparciem kochających go osób, uda mu się porzucić szkodliwe nawyki i odzyskać dobrą opinię.

3 komentarze:

  1. "Dzień dobry kochanie - ucałowałam Rossa na ekranie " :)
    Codziennie widzę jak to robisz.
    Szkoda tylko, że na potrzeby szkolne musiałyśmy cenzurować ten tekst.
    Oby tylko nie potwierdziły się te wydarzenia w Warszawie.
    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że wstawiłaś go dawno.
    Ale komentuje dopiero teraz.
    Ta historia ukazuje, że nawet osoby znane, są takie jak my.
    To dzieło skłoniło mnie do myślenia.
    Pozdrawiam i miłego dnia.
    Destiny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww... Dzięki <3
      Właśnie o to mi chodziło ~ ukazanie sławnych ludzi w taki sposób.
      Mnie sam temat skłonił do myślenia, a że była to praca domowa (to wyjątkowo) z chęcią ją zrobiłam.
      Pozdrawiam i zapraszam także na inne blogi ;)

      Usuń